Czasem mam wrażenie, że świat opiera się na paradoksach, zbiegach okoliczności, “comawisiećnieutoniźmie” i innych takich figlach losu. No, bo jak inaczej wytłumaczyć, że para, z którą miałem otwierać sezon dużym weselichem, przełożyła je z powodu na pandemię najdalej jak się dało, jednak okazało się, że był to “o jeden most za daleko”, no znaczy tydzień za daleko. Szlus, rzucono szlaban kilka dni przed przełożonym ślubem Julii i Przemka i kółko się zamknęło. Mega przykra sprawa. Było mi mega szkoda próbując wczuć się w ich sytuację, ale stwierdzili, że więcej przekładać nie będą i robimy, ale inaczej, kameralniej. Scenariusz mocno nietypowy, ale to zaraz, po kolei, bo się pogubimy.
Początek normalnie, bo ubrać się trzeba, czyli do it as it should be done!
To lecimy
First look też jak mówi kodeks reportażu
A teraz na sesję! Koniec października, więc gramy jak nam słońce na widnokręgu zagra
Czasu było mało, więc mieliśmy tu mocne cardio
Ale niczego nie zabrakło, by złożyć z tego dobrą sesję 🙂
I bardzo obfitą!
A teraz biegusiem pod kościół
Okna kościoła od strony ołtarza skierowane centralnie w kierunku zachodzącego słońca – to taki once in the lifetime, bo nie wierzę, że znów tak trafię!
I przysięgli sobie co trzeba 🙂
Bańki mydlane na wejściu – efektownie i ekologicznie – szanuję!
No i czas na kameralne przyjęcie 🙂
Grupóweczki na sali, gdzie miało odbyć się właściwe, duże wesele – tak na osłodę
A na koniec zimne ognie i ja do domu, a oni tam jeszcze kameralnie się poweselić