Kolejny reportaż ślubny, podczas którego działo się tyle, że nie sposób byłoby opisać to słowami. Mam chyba farta, że trafiam na takie wesela, bo nie może to być przypadek.
Marika i Łukasz okazali się turbowyluzowaną parą, która nie wzbraniała się przed spontanicznymi gestami i szczerymi uśmiechami na każdym etapie dnia. to sie musiało udać! Let’s start the show 😉
Zaczynamy klasycznie. Schemat zawsze trzeba zachować!
Do portretów Łukasza przydałaby się drabina 😀
No to czas na Marikę, która z radością wkroczyła do akcji
Uśmiech <3
Jeszcze więcej uśmiechu!
Teoretycznie teraz powinno się zrobić poważnie…
Jednak powaga zabija powoli, więc lepiej trzymać uśmiech na twarzy 😉
No dobrze, teraz jednak bez żartów!
I wracamy nam miejsca po chwili powagi przy ołtarzu
Proszę Państwa, mamy to!
Etap drugi zakończony pełnym powodzeniem, więc nastroje przed etapem trzecim są bardzo dobre 🙂
Wkraczamy na miejsce ostatecznej rozgrywki weselnej
Gromkie sto lat na zachęte przed pierwszym tańcem
Wszystkie kluczowe elementy dnia na ten moment odhaczone, czyli możemy mooocno wyluzować
I z pełnym luzem idziemy na sesję 😉
Jest chemia, są emocje!
Portreciki muszą być 😉
Deszcz zaczął lać okrutnie, ale na szczęście przewidziałem to i zostawiłem sobie werandę na deser 😉
Starczy już tych plenerowych czułości i wracamy na parkiet
A w tym momencie na parkiecie się zagotowało
Chwila na złapanie oddechu…
Jednak przerwa nie była za długa i wróciliśmy jeszcze mocniej!
Chwila czułości przy torcie
I niespodzianka od ekipy Łukasza 😀
OGIEEEEŃ!!!
OGIEEEŃ, OGIEEEŃ, OGIEEEŃ!!!
KONIEC! Co tu się działo… mówiłem, że słowami się tego nie da opisać 😀